Search This Blog

Thursday 30 December 2010

Spacer w deszczu








Wybrałam sie dzisiaj na spacer po mojej okolicy i ten kościółek był po prostu boski (!). Moja vintage parasolka pasowała do niego idealnie. Tylko moja mina do odcięcia. Nie wiem, jak to sie dzieje, że zawsze wychodzę taka napuszona, bo przecież jestem wesołą istotą bardzo, a na tych zdjęciach przypominam moją babunię :((. Moja babunia to w ogóle osobna historia. Zawsze umalowana, uczesane, włosy farbuje nadal chociaż ma prawie 90 lat. Do dzis pamiętam zapach jej puderniczki i szufladę z apaszkami.

Wednesday 29 December 2010

Gadżety

Gadżety vintage to moja pasja. Broszki, spinki do włosów, torebki i oczywiście compacty czyli stare puderniczki. Ta na fotce jest oryginalna firmy Stratton England, wyszperana na jakimś bazarze staroci. Jest ciężka, metalowa na spodzie i kamienna na wieczku. Ozdobiona przepięknym kwiatowym ornamentem. Stan doskonały, dzieki czemu mam pewność, że dama, któa jej uzywała lata temu bardzo o nią musiała. Dbać.
I jeszcze kilka fotek z dzisiejszego spaceru: moja torebka w kolorze angielskiej musztardy i skórzane rękawiczki w zwariowanym kolorze: moje ulubione połączenie.




Nastepnym razem w gadżetach znajdzie się kolekcja moich broszek z lat czterdziestych. Kocham je po prostu!

Lata 30-te.

Moje ukochane, oczywiście czasy w modzie. Żakiety, broszki, kapelusze. Szkoda, że okazji mało, by tak do ludzi wychodzić. Na szczęście mieszkając w Londynie tak ubraną mogę chodzić po mleko i to nikogo nie dziwi.

Jak tylko mam czas oglądam na Youtube przedwojenne polskie filmy. Są nieocenioną inspiracją zwłaszcza w dobieraniu dodatków.
Dziewczyny, ubierajmy się odważniej :)))

Tęsknota za morzem.




Trochę lata w środku zimy, odgrzebane wspomnienia z wakacji. Mój kapelusz i czarny strój kąpielowy w stylu Chanel. Angielskie morze pełne tajemnic. Słońce i nic-nie-robienie. I koniecznie układanie zakmów z kamyków wyrzuconych przez fale.

Monday 27 December 2010

Zima.

Zimno sie zrobiło w Londynie. Nawet czapka z New Look'a nie załatwi sprawy. Trzeba to jakoś przeczekać, w końcu wiosna coraz bliżej. Usiadłam przy pustym i zimnym stoliku, bo ta cerata w biało-czerwoną kratę po prostu mnie uwiodła: taka francuska i letnia. A w tle zakochane pary i pies biegający po lodowatym trawniku. Gdzieś obok zakochani staruszkowie trzymający się kurczowo życia. Piekne to wszystko, zwłaszcza w takie chłody. Muszę kupić sobie maleńką torebkę. Koniecznie. I błękitne kolczyki przynoszące tylko dobre wspomnienia. Ale to dopiero jutro, a dzisiaj muszę napić się mocnej kawy.
Aha. Mój nowy lakier do paznokci w siwym kolorze nie sprawdza sie o tej porze roku: paznokcie wyglądają trupio. Może latem będzie lepiej. Latem zawsze jest lepiej.

Black leather jacket!

To jest to! czarna skórzana kurtka, do kórej tak bardzo tęskniłam. Znalazłam ją pewnego zimowego dnia i już się z nią nie rozstaję :)))

Jeszcze nie wiem.

Jeszcze nie wiem, czy tego bloga, rzecz kompletnie nową w moim życiu będę pisać po polsku czy po angielsku. Hmmmm. Tak dawno nie pisałam nic w ojczystym języku, że z przyjemnością odnowię ten romans z wszystkimi kreseczkami nad "z" i tak dalej. Tak. Będę pisać po polsku. Hurra!!!